Bazą obu środowych warsztatów towarzyszących tegorocznemu ŚWIĘTU DZIECI GÓR było drewno.
W pierwszych, zatytułowanych „Zielone płucka” dzieci otrzymywały koła drewniane z wpisanymi, czy raczej wyrzeźbionymi w nich drzewkami bonsai. Najpierw należało je pomalować, następnie wysuszyć, co w dzień tak wilgotny było wyzwaniem nawet, gdy wilgoć farby zaatakowano suszarkami. Teraz w miejsca wcześniej wybrane i niemalowane trzeba było przykleić zielone szczypty chrobotka reniferowego. Potem ozdobić - jakbyśmy wieszali na gałęziach owoce – małymi koralikami, pomponikami, perełkami.
Gdy uczestnicy warsztatów stanęli do ostatniego zdjęcia ze swoimi pracami, zdało się, jakoby nowy las wyrósł pod namiotem na zapleczu ŚWIĘTA DZIECI GÓR. Wielki choć mały hołd oddany naszym niemym przyjaciołom: drzewom.
Aleksandra Kotkowska-Poręba, odpowiedzialna za „zasadzenie” owego lasu poprowadziła tego dnia również kolejne warsztaty. Tym razem dzieci tworzyły „Straszki na ptaszki”.
Tu znów sięgnięto przede wszystkim po drewno. Drewnianym łyżkom należało najpierw domalować twarze: radosne, groźne, zamyślone, smutne… według uznania. Następnie według uznania trzeba było wybrać materiały, by nasze straszki ubrać: kawałki firanek i innych materiałów, lub to, co daje łąka: trawy, kwiaty, wiązki siana… Wreszcie można było – a jakże! Według uznania – ze splecionych sznurków lub włóczki przydać naszym straszkom ręce, włosy i inne elementy czyniące z nich postacie człowiekowi podobne.
Nie sądzę, by ów postacie, które wyszły spod dłoni i z wyobraźni uczestników warsztatów, jakichś skrzydlatych natrętów przestraszyły, natomiast niewątpliwie można by teraz dopisać do nich historię i przedstawić ją w małym, kukiełkowym teatrzyku…
Gdy uczestnicy warsztatów stanęli do ostatniego zdjęcia ze swoimi pracami, zdało się, jakoby nowy las wyrósł pod namiotem na zapleczu ŚWIĘTA DZIECI GÓR. Wielki choć mały hołd oddany naszym niemym przyjaciołom: drzewom.
Aleksandra Kotkowska-Poręba, odpowiedzialna za „zasadzenie” owego lasu poprowadziła tego dnia również kolejne warsztaty. Tym razem dzieci tworzyły „Straszki na ptaszki”.
Tu znów sięgnięto przede wszystkim po drewno. Drewnianym łyżkom należało najpierw domalować twarze: radosne, groźne, zamyślone, smutne… według uznania. Następnie według uznania trzeba było wybrać materiały, by nasze straszki ubrać: kawałki firanek i innych materiałów, lub to, co daje łąka: trawy, kwiaty, wiązki siana… Wreszcie można było – a jakże! Według uznania – ze splecionych sznurków lub włóczki przydać naszym straszkom ręce, włosy i inne elementy czyniące z nich postacie człowiekowi podobne.
Nie sądzę, by ów postacie, które wyszły spod dłoni i z wyobraźni uczestników warsztatów, jakichś skrzydlatych natrętów przestraszyły, natomiast niewątpliwie można by teraz dopisać do nich historię i przedstawić ją w małym, kukiełkowym teatrzyku…
Kamil Cyganik