Dwa bratanki z trzecim w tle

Młodzież tańczy w parach w strojach ludowych na scenie.
Na telebimach obrazki z koncertu dnia poprzedniego. Ciepłe wspomnienie tego, co już jest historią 25. Festiwalu Dzieci Gór.
Mężczyzna z brodą w kapeluszu. „Ślawikorki żech założył - Józek mówi, co czyni i czyni, co mówi - i trzeba przywitać Radę Artystyczną…”

„Roków przybywa, pamięci ubywa, to się nazywa utylizacja Boża.” Dlatego prowadzący zapomniał dzień wcześniej przywitać uczestników Ogólnopolskich Warsztatów Instruktorskich, co niniejszym uczynił i czynił będzie przez kolejne dni. Może z wyjątkiem czwartku, kiedy to uczestnicy warsztatów jadą na wycieczkę.

Pani Orsolya Zsuzsanna Kovacs, Ambasador Węgier, w liście odczytanym podczas wtorkowego koncertu przez Józka Brodę, podziękowała za zaproszenie na 25. Festiwal Święto Dzieci Gór. Pani Ambasador, informując, że jest to czas jej urlopu, złożyła na ręce pana dyrektora Antoniego Malczaka gratulacje oraz prośbę, by pozdrowić wszystkich uczestników, a szczególnie węgierski zespół FRORGATOS TANCEGYUTTES, który występuje we wtorkowy wieczór.

Przyjechali z miejscowości Mako, leżącej w południowo-wschodnich Węgrzech. Zespół, bo kapela FLASKA BANDA pochodzi z Debreczyna.

Na początek na węgierską nutę, przy akompaniamencie węgierskich muzyków, Józek Broda zaśpiewał o dukacie, który da do kapeli, by muzyczka grała do białego rana.

Hafciarki. Może haftują tak piękne bluzeczki i fartuszki, jak mają na sobie. Przy pracy - śpiew, a panowie podchodzą ostrożnie, jakby nieco zawstydzeni. Dziewczęta w kółeczku, coraz szybciej. Chłopcy czekają. Dziewczęta już tańczą w parach. Rusza z muzyką kapela, wraz z nią wiruje kółeczko dziewcząt i dopiero teraz: chłopcy w środek, cholewa do cholewy, ręka w rękę, kółeczko pośród dziewczęcych dwójek. I w końcu… razem dziewczęta i chłopcy. Długo trwało to zejście w pary. Ale teraz już tańczą wszyscy razem.
Dziewczyny w białych sukienkach z kolorowymi wstawkami stoją obok siebie na scenie, w ręku trzymając chusty. Nuta tak bliska. Poruszająca.

Na scenie rzecz rzadka, popis tańca dał instruktor i kierownik zespołu FORGATOS TANCEGYUTTES. Obrazek ciekawy, występowi pana László Doktora przyglądają się chłopcy z zespołu. Mistrz skończył, uścisnął rękę trzem pierwszym chłopakom i oddał scenę, dla wspólnych tańców, ale i dla solowych popisów poszczególnych Madziarów.

„Oj jawor, jawor, ty kamracie mój…” - zaśpiewał Józek przy dźwięku dud, by połączyć kulturowo Węgrów z MAŁYMI OLDRZYCHOWICAMI. W tej miejscowości z pokolenia na pokolenie zachowany został język, obyczaje, tradycja. To co jest najcenniejsze polskie - po czeskiej stronie granicy.

„Goguj, goduj, godula” - śpiewają dziewczyny.

Kto będzie jelitko? Zdecyduje wyliczanka o kaczuszce. Zlewa się piosenka o jelitce z piosenką trzech dziewcząt plotących wianki.

Koło młyńskie… Tu w kółeczku stają nawet ci, którzy przed chwilą na pniaku bawili się w salonowca.
Dzieci w strojach regionalnych kucają przy wiklinowym koszyku. Nieśmiertelna, jak widać po obu stronach granicy Śląska Cieszyńskiego, Ulijanka. Teraz jednak chłopaki ogłaszają votum separatum. Jeden z nich artykułuje wyraźnie: „Jo Ulijankom nie będę!”. Trochę się z nim drażnią, on się trochę boczy, a po chwili, na przeproszenie: „Nie chcym cię, nie chcym cię, nie chcym cię znać…” - bawią się razem.

„Na zielonej łące pasie owczor łowce…”

I chłopak, który chciałby sobie jeszcze zatańcować „szewca”.

Z tyłu drugi plan, dziewczyny przynoszą jedzenie, machają ku sobie, cieszą się spotkaniem.

A od widowni ze śpiewem przybywa Hanka, która po czterech latach służby u ciotki w Cieszynie wraca. „Śpiom, pijom, jedzom i tańcują.” Kto? „Bogate ludzie na cieszyńskim zamku.” - opowiada Hanka, jak to jest w wielkim świecie. I pokazuje, ale… kto by chciał tak tańcować? Lepsza nasza Masztołka.

Są i muzykanci. Dwoje skrzypiec i małe basy. Więcej nie trza.

Mali chłopcy do tańczenia trochę za mali i trochę ich za mało, więc jeden leci po starszych, a dziewczęta tańczą „kapustę”. Są i starsi chłopcy.

Młodszy zaczepia Hankę, ta sobie próbuje przypomnieć: „Tyś jest Pawełek?”, „Nie, ja już jest Paweł!”.
Dziewczyny i chłopcy w strojach góralskich tańczą na scenie. Muzyka ogłasza „czworaka”. Tańczą zatem czwórkami. Po chwili nad sceną „Leci wrona…”. Na prośbę najwyższego chłopaka, co chciał sobie z dawno nie widzianą Hanką zatańczyć, - „jawornicki” i wyznanie, ostrożne, warunkowe: „Jeśli ty mnie chcesz, to ja ciebie też…”

Z ostatnimi dźwiękami ostatniego tańca schodzi kapela, dzieci jeszcze chwilę śpiewają a’capella, aż się orientują, że to już prawie ciemno i trzeba się brać do domu.

Na scenę - jak to już nieraz bywało - wraca przebrany w nowe stroje zespół węgierski. Trzy obrazki taneczne: z okolic Seget, z Debreczyna, znad Raby.

Ujmujące elegancją stroje chłopców: czerń od cholew po kapelusze lub wysokie czapy, subtelnie przełamana bielą rękawów i kołnierzyków koszul. Dziewczyny otacza delikatna, różnokolorowa pastela spódnic, bluzek i fartuszków.

Ciekawy obrazek, gdy scena jakby na pół przedzielona: z jednej strony chłopcy, tańczący popis w stronę publiczności, z drugiej - dziewczęta wirują w dwóch kółeczkach.
Młodzież w parach w strojach góralskich tańczą na scenie. Schodzą ze sceny… A nie, jednak nie. A w każdym razie nie wszyscy. Chłopcy zostają. Cała estrada dla nich, a że w naszej naturze uznanie budzą uderzenia w dłonie, uda, kolana, cholewy wysokich butów, o żywiołową reakcję publiczności nie trudno. Dziewczęta się chyba zorientowały, że chłopcy je „wypuścili”. Weszły z drugiej kulisy, jednak cierpliwie czekają, aż się męska część zespołu wytańczy i odda scenę.

Dziewczęta nie tańczą dla publiczności, one tańczą w stronę chłopców i ta drobna prowokacja przynosi skutek. Po chwili wirują, przytupują i śpiewają w parach.

Skład kapeli węgierskiej niewiele większy niż polskiej: prócz dwojga skrzypiec - duże basy, zamiast małych i cymbalista.

W kolejnym tańcu dochodzi jeszcze jeden instrument: gliniane dzbanki w dłoniach dziewcząt, wypełnione czymś grzechoczącym. Nie tylko wybijają rytm, ale i fruwają przerzucane z rąk do rąk.

I kolejny taniec, coraz szybszy i szybszy… Zatrzymanie, zachęta, by publiczność włączyła się oklaskami, do czego nie trzeba jej specjalnie namawiać. Ostatni popis chłopaków, czapki z głów, i kapelusze, i ukłon.

Kamil Cyganik