U prząśniczki siedzą... i tańczą... i śpiewają

Chłopak i dziewczyna w strojach regionalnych tańczą w parze.
W cieniu najwyższego szczytu Beskidów - mała chata. Stół, krzesła, kołowrotek – służący zwyczajnie, do przędzenia wełny, a nie do usypiania królewien, garnki pod oknem, z drzewa koń na biegunach, cebrzyk. Okno, za oknem las. Ot izba zwyczajna, babiogórska. Echem od drewnianych ścian odbija się głos trombity.
Chłopak i dziewczyna w strojach ludowych tańczą ze sobą. Listek w dłoni Józka Brody zaśpiewał „U prząśniczki siedzą jak anioł dzieweczki…” a do izby weszły Zbójniki. Nie prawdziwe, ale folklorystyczne, bo tak się właśnie nazywa zespół ze Skawicy, spod Babiej Góry: ZBÓJNIK. 

„Przęde ja se przęde cieniutkie nitecki
Będą dla Hanusi nowe kosulecki…
Kondziołecko moja przy tobie se sięde,
Cieniuśką niteckę przędła sobie będę…”

I tak jak mówią, tak czynią: kilka dziewcząt rozbiera owczy kołtun, dwie, pod czujnym okiem matuli, próbują prząść cieniutką niteckę (na skarpety dla tatula). Urzekająco przy tym śpiewają, że są Skawicankami, nie ładnymi ale pracowitymi.

Przyszły chłopaki, co by się pobawić. Matka pozwala.

Pon suka parobka, a jak go znalazł to go tłuce, potem pani suka służki, i jak znajcie też tłucze, za nie pomyte gary. Rodzi się obawa po wczorajszym wieczorze, czy to tłuczenie nie stanie się motywem przewodnim tegorocznych koncertów. Koło młyńskie jest nieco mniej agresywne, ale i tak najstarszej siostrze się nie podoba, bo „dosyć tego przewracania, pobawcie się w co innego”.
Dwie dziewczynki w strojach ludowych bawią się ze sobą, trzymając coś w ręce. Więc teraz gołąbek zagląda, jaki dziewczyna ma porządek. Potem lisek łapie gąsecki. I niechybnie by je zjadł, gdyby w rękach jednego z chłopaków nie pojawiła się heligonka. Jeden taniec i - jak to zwykle bywa - muzyka jednego instrumentu przywabia całą kapelę.

W oczekiwaniu na matusię, która zapewne pozwoli dziewczętom pójść z muzykami na zabawę, kapela wspiera w „obyrtce” młodego heligonistę. Starsi przy kołaczu, młodsi w tany.

Wiemy już, że jeden przykład wart tysiąca słów. Nie dziwota zatem, że starsi nie wytrzymują i pokazują młodym, jak się tańcuje. „Wściekła polka” i ta prowda, że:
„Dobrze idzie, jak się zejdą dobrzy ludzie,
Jak się zejdą popierdasi to się ino bida kwasi.”

„Zawojski”, obowiązkowy „Hajduk”. Starsze chłopaki w góralskich portkach z parzenicami, szerokich pasach. Młodsi - w lnianych koszulach i spodniach.

- O la Boga!... – przerywa zabawę matuś. I chociaż krowa mleka przez harmider nie dała, na zabawę dziewczynom iść pozwala. Młodszej też pozwala, za 10 roków. Ale o 10. mają wrócić. Dzisiaj o 10! Józek pilnuje.
 
Najmłodsi zostali, pojedli, przeżegnali się i do spania.

Gdy przyjechałem na moje pierwsze Święto w 2005 przysłuchiwałem się obradom Rady Artystycznej. Tak się uczyłem tego Festiwalu. W prawie każdym zespole słychać było wtedy akordeon, co budziło silny sprzeciw zwłaszcza w pani Aleksandrze Szurmiak-Boguckiej, wybitnym etnomuzykologu. Wołała wtedy: - Nie akordeony! Heligonki! A muzycy odpowiadali: - Nie ma, a jak są, nikt już nie umie grać. Ale pani Ola była konsekwentna i nieugięta. Teraz w prawie każdej kapeli przynajmniej jeden heligonista. Często jak tu, młodziutki, taki, co to go „Krzestny uczył”. Pani Olu! Jak to mówią: szacun!

Po występie – szybka akcja rozbierania chałupy, bo miejsce trzeba zrobić. Dużo miejsca.

LOT NAD GRUZIŃSKIM GNIAZDEM

Osoba w stroju ludowym kuca, trzymając flagę w ręku. Na scenę wlatuje Latający Gruzin czyli FLYING GEORGIANIS. W zapowiedzi: Obrona kraju oddana tańcem, zaloty, taniec rycerski, w końcu ze sztyletami.

Młodzi Gruzini w skok, stępa, galopują, kłusa. Rytm stóp i rąk. Męski, kanciasty nieco. Czerń męskich strojów, rozerwana srebrem kobiecych spódnic, jak ich zwiewnością przerwany konny rytm chłopców. W kręgu tańce solowe, i samotrzeć, i samowtór. Bęben i akordeon. Tylko za tym bębnem i akordeonem współczesne t-shirty i dżinsy, ale… kto by zwracał na to uwagę, jeśli na scenie balet gruziński w doskonałym wydaniu.
Dziewczyny w niebieskich strojach ludowych tańczą na świeżym powietrzu. Z tyłu duży budynek. W rytm bębna popis męskiej części zespołu. Jeszcze chwila tańca, gdy do bębna przyłącza się akordeon. Na koniec dwóch chłopców niesie przez scenę trzeciego, a on dzierży z dumą gruzińską flagę.

Muzyczny popis instrumentalistów. Rozumiemy, że to czas, by młodzież mogła się przebrać. Długo się przebiera. 

Efekt wart był wyczekiwania, nawet wyczekiwania na granicy transu. Dziewczęta: pomiędzy czerwienią sukienek i czepców, czerń płaszczyków i srebro naszyjników.

Po wspólnym tańcu dziewcząt, znów chłopcy, jak dziewczęta w czerni i czerwieni. I uzbrojeni. Czas indywidualnych popisów, tryskającego testosteronu, gotowości do walki. Wszystko po mistrzowsku, ocierając się o doskonałość, z energią mogącą zasilić niewielkie miasto. Publiczność oszalała.

I wreszcie przedsmak jutrzejszego wieczoru: po raz pierwszy w historii Święta Dzieci Gór – cztery zapowiedzi.

Kamil Cyganik