Po rumuńsku, po krakowsku, po kaszubsku

Starszy mężczyzna stoi wśród dzieci, gra na instrumencie
Udało się! Ostatnie warsztaty za nami. Zabębniły bębny dzięki ETHNICA-ART, zafurkotały wiatraczki czynione pod okiem pani Moniki Zielińskiej-Klimczak. I jeszcze raz powiem: Udało się. A co się udało? Udała się pogoda! Wszystkie warsztaty, wszystkie prezentacje na telebimie poprzedzone fantastycznymi zabawami Józka Brody z dziećmi, mogły odbyć się na świeżym powietrzu.
Reżyser ŚWIĘTA DZIECI GÓR dziś przypomniał piosenkę powstałą tutaj, dla tego miejsca, dla tego wydarzenia, dla jego wcześniejszych edycji. Przy akompaniamencie ukulele Moniki Kurzei wszyscy zaśpiewali, że „Nowy Sącz, to miasto należy do dzieci, bo kiedy tu Dzieci Gór tańczą, śpiewają, to świat radością, miłością, pokojem świeci”. Józef serdecznie pożegnał uczestników spotkania. A ja serdecznie pozdrawiam tych, którzy mają nadzieję znów zobaczyć tego zacnego, dobrego człowieka, choć być może boją się (zupełnie niesłusznie) do niego podejść i porozmawiać. Józek kocha każdego.

Na powitanie prezentacji piątkowych trombita ze Śląska Cieszyńskiego rozmawia z trombitą z Podhala.

Siedmiogród kiedyś dał nam jednego z najważniejszych królów. Dziś ofiarował okruch tego, co w nim najlepsze, ducha dziecięcości. Zdjęcie w folderze rumuńskiego zespołu DATINA TURDEANA z Turdy przedstawia chłopaków ubranych na biało, w czarnych butach z cholewami i kapeluszach. Telebim obok amfiteatru uruchamia to zdjęcie serią tańców z charakterystycznymi uderzeniami dłońmi o cholewy. Dołączają dziewczęta, dołącza śpiew. Po kilku tańcach w parach jeszcze jeden dźwięk: drewno uderza o drewno, a dzieci z Rumunii udowadniają, że dwa patyki są najprostszym, ale jakże atrakcyjnym instrumentem muzycznym. Zwłaszcza jeśli tych kijków jest kilkadziesiąt i uderzają o siebie w tym samym rytmie.


Ciemne drewno, jasno pomalowane ogacenie, niebieskie okiennice pod dachem ze słomy. Piękna scenografia dla prościutkich wydarzeń. Bo oto mama idzie na jarmark do Krzeszowic. Dzieci z zespołu KRAKOWIACZEK z Grojca zostają same i mają zwołać innych na wieczorną majówkę. Chwila na skakance, potem po szerokim stawie pływają łabędzie.

- Maryś, maryś, łobudź się. Przygrałabyś nam do tańca.

Ława pewnie najwygodniejszym łóżkiem nie jest, więc skrzypaczki Marysi długo nie trzeba prosić. Po piosence o wróblicku – polecka. Są i pawie pióra i sukmany, i herb Krakowa na kontrabasie. To dorosła kapela przychodzi od drogi. 

„Krakowiacek on ci” tańczą najmłodsi. Póki jeszcze mogą, bo już nadchodzą starsi i trzeba pola ustąpić. I posuwiście, jak w u pana Wyspiańskiego: poleczka, krakowiak, mazurek, a między nimi przyśpiewki do kapeli. A wszystko kończy się śpiewem „O Maryjo witom Cię…” przed kapliczką. Zaczyna się majówka.


TUCHLIŃSKIE SKRZATY z Tuchlina na Kaszubach zaczęły swój występ przepięknym obrazkiem trafiającym w samo sedno ŚWIĘTA DZIECI GÓR. Ustawiły się podczas pierwszej piosenki w półkolu, a każde miało jakąś starą, drewnianą zabawkę, każde inną. Były różne wózki i huśtawki, hulajnoga, drewniane zwierzątka…

Zabawy, piosenki, trochę mniej znane, ale i takie jak „kosi, kosi łapci…” należące do kanonu dziecięcych hitów wszechczasów. Śpiewają po polsku, ale i po kaszebsku. Jak choćby tę piosenkę o „kłezie” zobrazowaną drewnianą kozą „biegającą” wśród dzieci.

Zmiana scenografii i wśród chałup, na tle płotu mamy wyśpiewaną lekcję języka kaszubskiego. Teraz szczególnie wydaje się uzasadniony strój występujący. Dzieci ubrane są… po szkolnemu. I to raczej kiedy lekcje odbywały się w dni ciepłe, bo to i krótkie spodenki, i sukienki, a u niektórych widać charakterystyczne szkolne mundurki. Nauczycielką, a zarazem wokalistką jest dziewuszka w stroju ludowym. Za chwilę dołącza do niej chłopak również ubrany tradycyjnie. Ta para przejmuje słodki ciężar zaprezentowania kolejnych pieśni.

I… Koniec.
Kamil Cyganik