Podczas tygodnia festiwalowego każdy zespół polski zaprasza swojego partnera do swojej rodzinnej miejscowości. Uczestnicy zagraniczni poznają środowisko w jakim na co dzień żyją ich nowi polscy przyjaciele - ich domy, rodziny, kolegów.
Poniedziałek
Gruzja w Siedlcu
Poniedziałek jest bodaj najtrudniejszym dniem na wizytę u polskich przyjaciół, bo czy po pierwszym dniu, kilku wspólnych chwilach, niedzieli bogatej w wydarzenia, możemy być już przyjaciółmi? Zwłaszcza, że gruziński zespół przyjechał najpóźniej, w nocy z soboty na niedzielę.
A może chodzi po prostu o to, by właśnie pomóc budowaniu tej przyjaźni? Spoiwem niewątpliwym jest wizyta u rodzin. Dzieci gruzińskie trafiły pod polskie dachy, a gospodarze zorganizowali im przedpołudniowy czas, organizując - między innymi - zwiedzanie Siedlca i okolic.
Obiad w Domu Kultury rozpoczął czas wspólnych zabaw i rozmów. O godzinnie 18:00 starsza grupa z Siedlca otwarła koncert układem rzeszowskim, potem był występ MAŁYCH SIEDLECAN, a na zakończenie – gruziński. I mimo, że to dopiero drugi dzień, dzieci spróbowały również tańców kamrackich.
Wszystko zakończyło się wspólnym grillem, gdzie szczególnym powodzeniem cieszyła się… „belgijka”.
Środa
Ukraina w Mystkowie
W Mystkowie, choć zaczęło się od parku linowego w Rytrze, gdzie wszystkie dzieci chodziły po najwyższych trasach. Potem udało się zobaczyć zamek ryterski, ale niestety tylko z zewnątrz, bo jest teraz remontowany.
Mamy z Mystkowa przygotowały znakomity obiad w remizie, a potem odbyły się zajęcia i zabawy ludowe przygotowane przez Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu. Dzieci zostały podzielone na różne grupy etnograficzne, związane głównie z południem Polski i uczyły się np. odczyniać uroki (z czego znany jest Mystków) czy wyciskały ser. Był też baca, który czarował nad owcami, żeby odpędzić złe moce.
Dzieci uczyły się również nawzajem swoich zabaw. Szczególnie spontanicznie wypłynęło to ze strony grupy ukraińskiej. W pewnym momencie dzieci przejęły rolę pracowników Muzeum Okręgowego. To trwało prawie dwie godziny, choć w planie było 40 minut.
Na samym wierchu w Kamionce Małej przygotowany był dla uczestników dnia u polskich przyjaciół grill. Przy fantastycznych widokach, dobrym jedzeniu, kapele wyjęły instrumenty, i kamracka zabawa zamiast do 19:00, jak było w planie, trwała do 21:00.
Polacy, od początku z wielkim entuzjazmem przyjmujący gości z Ukrainy, świetnie się z nimi dogadują, w czym pomaga podobieństwo naszych słowiańskich języków. Część dzieci ukraińskich mówi po polsku, część MAŁYCH MYSTKOWIAN, też już mówi, a zwłaszcza śpiewa po ukraińsku, wspierając SZCZEDRYK zza sceny podczas koncertów w regionie.
Czesi w Kąclowej
Wójt gminy Grybów Piotr Krok wraz z sołtysem Marianem Kruczkiem przywitali czeskich gości w Ptaszkowej. Wystąpił zespół ECHO JAWORZA. Był mały poczęstunek, lody, kawa… A po tej oficjalnej części przyszedł czas na rodzinną wieś POGÓRZAŃSKICH DZIECI, Kąclową.
Tutaj, przy Domu Kultury, czekał na wszystkich piknik, specjalnie dla gości przygotowane dmuchane zjeżdżalnie, szansa na kolejne przećwiczenie tańców kamrackich.
Na resztę dnia, aż do wieczora, rodziny z Kąclowej zaprosiły Czechów do swoich domów, tradycyjnie po dwie, trzy osoby. Szczególną pamiątką tego dnia będzie wspólne zdjęcie, którego odbitkę otrzymał każdy z gości.
Czwartek
Estonia w Trybszu
Zaczęło się od zwiedzania z przewodnikiem zamku w Niedzicy. W Trybszu każdy z estońskich przyjaciół został zaproszony do polskiego domu. Tam mieli obiad, po czym gospodarze we własnym zakresie organizowali czas dla gości z Estonii. Były lody, zwiedzanie punktów widokowych, jak np. Litwinka. Niektórzy w poszukiwaniu dobrych widoków w tym raczej pochmurnym i czasem deszczowym dniu, zajechali na Słowację.Popołudnie to wspólne już zwiedzanie zabytkowego kościoła w Trybszu, również z panią przewodnik.
Występ zespołów odbył się w remizie, ze wspaniałym także poczęstunkiem. Gospodarzem wieczoru był wójt gminy Łapsze Niżne Jakub Jamróz, który szczególnie podziękował pani Ani Stronczek, kierownikowi TRYBSKICH DZIECI, złożył jej, jak i wszystkim innym Annom, życzenia imieninowe, a dzieci z polskiego zespołu otrzymały od pana wójta na pamiątkę koszulki, w których wszystkie pojawiły się na piątkowej próbie generalnej.
Bułgarzy w Białce
A właściwie na Kotelnicy Białczańskiej, gdzie zostali ugoszczeni obiadem, deserem, herbatą.Po posiłku uczestnicy dnia u polskich przyjaciół zostali zaproszeni do bryczek i w mieszanych narodowo grupach zwiedzili okolicę. A skoro Białka Tatrzańska, to również Białka, ta rwąca, turkocząca otoczakami i zachęcająca do spaceru brzegiem, puszczania kaczek, albo po prostu zanurzenia dłoni w zimnej, górskiej wodzie.
Bryczki odwiozły dzieci z powrotem na Kotelnicę, gdzie szczególnie na gości z Bułgarii czekała niecodzienna atrakcja: wjazd krzesełkową kolejką na Kotelnicę. Na górze lody. W drodze powrotnej dzieci pomieszały się w autokarach jak w bryczkach. Kamractwo się dzieje!
Słowacja i Tajlandia w Milówce
Zaczęło się od koncertu, ale tak naprawdę zaczęło się od długiej drogi do Milówki. Koncert wszystkich trzech zespołów odbył się koło „Starej Chałupy”. Piękne sąsiedztwo domu zbudowanego w 1739 roku, należącego do Szlaku Architektury Drewnianej i będącego obecnie Muzeum, stworzyło dobrą atmosferę. Czwartym uczestnikiem koncertu był niestety deszcz.
A ponieważ ogień jest jednym z tych zjawisk, które potrafią budować kamractwo, więc po występach dzieci z trzech zespołów spotkały się przy ognisku, obok miejsca widokowego wprost na masyw Kikuli (1119 m n.p.m.), górującej również w nazwie żywieckiego zespołu.
Wspólne tańce i zabawy, wspólny posiłek z grilla zakończyły czas u polskich przyjaciół i rozpoczęły znów długi, ale również wspólny powrót do Nawojowej.
Kamil Cyganik