Dzieci Gór. Przyszedł więc moment w czasie mszy rozpoczynającej ostatni dzień Festiwalu, że zespoły zaczęły się chować pod wszystkimi dostępnymi dachami, zadaszeniami, drzewami lub korzystały z pelerynek.
Ks. Stanisław Kowalik pożegnał wszystkich na sądeckiej górze Tabor, stawiając bardzo ciekawą tezę, że istnienie świata obecnie zależy od spotkań Dzieci ze Wszystkich Gór Świata w Nowym Sączu. Nie wiem, czy od TYCH konkretnie spotkań, ale że od TAKICH spotkań, podczas których uczymy się „znosić siebie nawzajem w miłości”… czemu nie?
Spotkanie w SOKOLE

Sytuację uratowała przebywająca w Żegiestowie grupa ukraińska, realizująca dwutygodniowy program na który otrzymała środki, więc nie mogła przebywać w Nowym Sączu przez cały czas. Niemniej pan dyrektor gorąco podziękował za obecność zespły Hreczni Frajirky, kiedy tylko ta obecność była możliwa.
Odbyły się wszystkie zaplanowane koncerty. Nawet w bardzo burzliwą sobotę, zostały skrócone przez deszcz, ale nie odwołane.
Antoni Malczak podziękował uczestnikom za trud trwania mimo bardzo dokuczliwych upałów, wyraził nadzieję, że Ogólnopolskie Warsztaty Instruktorskie spełniły oczekiwania ich uczestników, podziękował Radzie Artystycznej za jej pracę, a tym samym poprosił o odczytanie protokołu. Uczyniła to pani Aleksandra Szurmiak-Bogucka, przewodnicząca.
Obyczajem lat poprzednich pani Ola dodała na koniec od siebie kilka słów. Pogratulowała wszystkim instruktorom ich ciężkiej, czasem niewdzięcznej pracy, kiedy trzeba wymagać od tak wrażliwego człowieka, jakim zazwyczaj jest dziecko. Prosiła również o przekazanie podopiecznym gratulacji od Rady za piękną zabawę na scenie. Były po prostu sobą.

Goście z Izraela podziękowali, że mogli pokazać cząstkę swojej kultury. Dzieci z grupy są szczęśliwe i wielokrotnie powtarzały, jak bardzo im się tu podoba. Kierownicy zespołu podziękowali za to organizatorom, pilotom, tłumaczom i wszystkim zaangażowanym. Kierownikowi zespołu z trzech polskich festiwali, na których był, Święto Dzieci Gór podobało się zdecydowanie najbardziej. Miał jednak również kilka uwag krytycznych dotyczących warunków zakwaterowania oraz zbyt dużej intensywności programu. Ogólnie patrząc cały festiwal był jednak fantastyczny.
Momir Miskovic z Serbii poprosił o szczególny aplauz dla Małgosi Łukasik, która wiele serca włożyła, by sobie poradzić z dziećmi na scenie. Podziękował za organizację Festiwalu, najlepszą, najbardziej perfekcyjną. Jednak - podobnie jak przedmówcy z Izraela - oczekiwałby trochę luzu dla dzieci, by mogły zrobić zakupy, zwiedzić miasto. No i jeszcze jeden „problem”, z jedzeniem, bo im się przytyło.
Kierownik grupy mołdawskiej Constantin Schiopu już wcześniej słyszał, że Festiwal jest dobrze organizowany. Przekonał się, o prawdzie tego twierdzenia. Dzieci wyjeżdżają z cudownymi wrażeniami, mimo że miały mało czasu i możliwości na spontaniczną zabawę, spotkania, oraz musiały wstawać nawet o 7:30, do czego w czasie wakacji nie są przyzwyczajone. Mimo tych krytycznych uwag pan Constatntin bardzo wysoko ocenia Festiwal. Wyraził również szczególne słowa uznania dla tłumaczki i pilota w jednej osobie, Witaliny Pastuch.
Dla gardła Zity Rimkuviene poranny deszcz okazał się brzemienny w skutki. Kierowniczka litewskiego zespołu zachrypniętym głosem wyjaśniła, że zaproszenie dostali bardzo późno i nie byli w stanie przygotować się zgodnie z zasadami, więc nie wypełnili wszystkich reguł. Jeśli dane im będzie wziąć udział jeszcze raz, to przyjadą z żywą muzyką oraz całą grupą, która będzie nie tylko śpiewała, ale również bawiła się. Dopiero zaczynają tworzyć programy z obrzędami. Na Festiwalu spotkali dużo nowych przyjaciół. Dzieci są bardzo zadowolone. Pani Zita byłam na wielu festiwalach w Europie, ten uważa za jeden z najlepszych. Wczesne wstawanie im nie przeszkadza, natomiast problemem był upał w hali. Litewskie stroje są z wełny. Podczas dnia narodowego dzieciom było bardzo ciepło, dlatego się nie uśmiechały. GRANDINELE zaprosili swoich kamratów z Zasadnego na ich festiwal we wrześniu.
Łukasz Gromada, kierownik JAFERNIOCKA, podziękował za zaszczyt wzięcia udział w Festiwalu. Podziękował Radzie, wszystkim osobom towarzyszącym, a szczególnie Tajwanowi. Wiele się od kamratów nauczyli, związali się emocjonalnie. Pan Łukasz wyraził również zdziwienie zarzutami gości z Izraela. Górale z Podhala mieszkali w tym samym hotelu i nikt nie narzekał na jakiekolwiek niedogodności. „Miałem przyjemność być na pierwszym Święcie Dzieci Gór i tamten Festiwal był naprawdę dużo bardziej uciążliwy.” Jedyną rzeczą, którą – zdaniem kierownika JAFERNIOCKA - dało się odczuć w tym roku, był długi, męczący korowód, po którym dzieci musiały wystąpić w dobrej kondycji. Zasugerował, że efekt na rynku byłby lepszy, gdyby korowód udało się skrócić o połowę.
Dzieci z Tajwanu przyjechały do Polski po raz pierwszy. Czekali na taką okazję. Pani Lin Wan-Ling bardzo chciała przyjechać właśnie na ten Festiwal, na Święto Dzieci Gór, bo na co dzień jej podopieczni mieszkają na górze sięgającej 2800 m n.p.m. Mieli dużo okazji tworzenia więzi z JAFERNIOCKIEM, poznania przyjaciół, poznania ich kultury. Ujęło, a nawet dotknęło serca pani Lin zaproszenie do polskich domów na obiad. Mamy i babcie gotowały specjalnie dla nich! Generalnie bardzo dobrym walorem była możliwość spróbowania polskiego jedzenia, czegoś bardzo nowego. Kierowniczka tajwańskiego zespołu szczególnie podziękowała organizatorom za troskę wobec dziewczynki z zespołu, która musiała być hospitalizowana i przejść operację.
Kierownik grupy mołdawskiej Constantin Schiopu już wcześniej słyszał, że Festiwal jest dobrze organizowany. Przekonał się, o prawdzie tego twierdzenia. Dzieci wyjeżdżają z cudownymi wrażeniami, mimo że miały mało czasu i możliwości na spontaniczną zabawę, spotkania, oraz musiały wstawać nawet o 7:30, do czego w czasie wakacji nie są przyzwyczajone. Mimo tych krytycznych uwag pan Constatntin bardzo wysoko ocenia Festiwal. Wyraził również szczególne słowa uznania dla tłumaczki i pilota w jednej osobie, Witaliny Pastuch.
Dla gardła Zity Rimkuviene poranny deszcz okazał się brzemienny w skutki. Kierowniczka litewskiego zespołu zachrypniętym głosem wyjaśniła, że zaproszenie dostali bardzo późno i nie byli w stanie przygotować się zgodnie z zasadami, więc nie wypełnili wszystkich reguł. Jeśli dane im będzie wziąć udział jeszcze raz, to przyjadą z żywą muzyką oraz całą grupą, która będzie nie tylko śpiewała, ale również bawiła się. Dopiero zaczynają tworzyć programy z obrzędami. Na Festiwalu spotkali dużo nowych przyjaciół. Dzieci są bardzo zadowolone. Pani Zita byłam na wielu festiwalach w Europie, ten uważa za jeden z najlepszych. Wczesne wstawanie im nie przeszkadza, natomiast problemem był upał w hali. Litewskie stroje są z wełny. Podczas dnia narodowego dzieciom było bardzo ciepło, dlatego się nie uśmiechały. GRANDINELE zaprosili swoich kamratów z Zasadnego na ich festiwal we wrześniu.
Łukasz Gromada, kierownik JAFERNIOCKA, podziękował za zaszczyt wzięcia udział w Festiwalu. Podziękował Radzie, wszystkim osobom towarzyszącym, a szczególnie Tajwanowi. Wiele się od kamratów nauczyli, związali się emocjonalnie. Pan Łukasz wyraził również zdziwienie zarzutami gości z Izraela. Górale z Podhala mieszkali w tym samym hotelu i nikt nie narzekał na jakiekolwiek niedogodności. „Miałem przyjemność być na pierwszym Święcie Dzieci Gór i tamten Festiwal był naprawdę dużo bardziej uciążliwy.” Jedyną rzeczą, którą – zdaniem kierownika JAFERNIOCKA - dało się odczuć w tym roku, był długi, męczący korowód, po którym dzieci musiały wystąpić w dobrej kondycji. Zasugerował, że efekt na rynku byłby lepszy, gdyby korowód udało się skrócić o połowę.
Dzieci z Tajwanu przyjechały do Polski po raz pierwszy. Czekali na taką okazję. Pani Lin Wan-Ling bardzo chciała przyjechać właśnie na ten Festiwal, na Święto Dzieci Gór, bo na co dzień jej podopieczni mieszkają na górze sięgającej 2800 m n.p.m. Mieli dużo okazji tworzenia więzi z JAFERNIOCKIEM, poznania przyjaciół, poznania ich kultury. Ujęło, a nawet dotknęło serca pani Lin zaproszenie do polskich domów na obiad. Mamy i babcie gotowały specjalnie dla nich! Generalnie bardzo dobrym walorem była możliwość spróbowania polskiego jedzenia, czegoś bardzo nowego. Kierowniczka tajwańskiego zespołu szczególnie podziękowała organizatorom za troskę wobec dziewczynki z zespołu, która musiała być hospitalizowana i przejść operację.

Anna Musiał z Brennej bardzo gorąco podziękowała szczególnie nagłośnieniowcom, których nie widać, a „odwalili kawał dobrej roboty”. Pani Ania rozumie, że hala, choć niedoskonała, jest obecnie jedyną opcją.
Mali Lipniczanie, reprezentujący Pogórze Sądeckie, są na Festiwalu po raz drugi. Jak powiedziała Maria Jaworecka, dzieci są wprawione do korowodu, wczesnego wstawania, upału… do wszystkiego, starczyło im głosu na każdy występ. Pani Maria serdecznie podziękowała tłumaczowi grupy z Izraela Jakubowi Jurczakowi za umożliwienie kontaktów z kamratami, zespołowi JAFERNIOCEK i grupie z Tajwanu za wspólne zabawy. Razem było im bardzo fajnie. Jeśli chodzi o organizację, to… „Nie było żadnych problemów. Potrzebowałam wkrętarkę, była wkrętarka.”
Bożena Gierczyk, kierownik ZASADNIOKÓW, jest zaszczycona, że zespół z miejscowości liczącej 650 mieszkańców, został zaproszony na tak prestiżowy Festiwal. To dla grupy duże wyróżnienie. Zaprzyjaźnili się z Litwinami. Pani Bożena nie wie, czy w tym roku uda się pojechać do kamratów, ale na pewno w najbliższej przyszłości. Dzieci są zmęczone, ale szczęśliwe. Wrażenia niwelują zmęczenie, a formuła Festiwalu jest najlepsza na świecie.
Na zakończenie Małgorzata Kalarus, dyrektor biura organizacyjnego Festiwalu, podziękowała za pracę przed Świętem, częstą korespondencję, starania, by sprostać wymaganiom regulaminowym. Poprosiła o przekazanie bardzo serdecznych, szczerych, z całego serca płynących podziękowań dzieciom, bo one są najważniejsze. Festiwal nie jest łatwy. Nie tylko z powodu formuły. Jeśli chodzi o obiekt widowiskowy, jest wybór: hala nad Kamienicą, albo nic. Również kamracenie byłoby pełniejsze, gdyby wszyscy mogli mieszkać w jednym obiekcie. Festiwal realizują pracownicy SOKOŁA, ale i tłumacze, piloci, asystenci Józefa Brody, Rada. – Dziękuję za trud wszystkim pracownikom SOKOŁA. Wszystkim, którzy pracowali po kilkanaście godzin dziennie. Mam nadzieję, że spełniliśmy choć w niewielkim stopniu oczekiwania uczestników. Pani dyrektor odnotowała wszystkie uwagi kierowników grup. Organizatorzy będą próbować zmieniać to, co będzie możliwe.
Koncert finałowy

- Cały tydzień: radość, dobroć, nadzieja, dużo miłości, dziecięcej radości – mówi Józef Broda. - To jest siejba i trzeba podziękować Wiyrchnemu, że jest człowiek, który chce to oglądać. Tak to jest…
Kukułeczka…
Defilada wchodzi na scenę. Parada od niedzieli do niedzieli, taka piękna oktawa.
Antoni Malczak: - Witam przede wszystkim dzieci, te z zespołów i te z widowni. Dziękuję wam wszystkim, żeście przychodzili mimo upalnego tygodnia. Wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób pomogli: minister kultury i dziedzictwa Narodowego Małgorzacie Omilanowskiej, marszałkowi województwa małopolskiego Markowi Sowie, prezydentowi polskiej sekcji CIOFF Jerzemu Chmielowi.
Na ręce obecnego na hali marszałka Leszka Zegzdy gorące podziękowania dla województwa za pomoc finansową, bez której nie byłoby Festiwalu.
Wśród gości obecnych na hali dyrektor Malczak powitał i jednocześnie zaprosił do wręczenia upominków grupom: dyrektor Departamentu Turystyki, Sportu i Promocji Elżbietę Kantor, przewodniczącą Rady Miasta Nowego Sącza Bożenę Jawor, przedstawicieli miast goszczących w tym roku Święto Dzieci Gór, księży: dr. Stanisława Kowalika, kapelana Festiwalu oraz proboszcza św. Małgorzaty dr. Jerzego Jurkiewicza, reprezentującą Cepelię Żanetę Żardecką, która tym razem przyjechała z kilimami.
Pan dyrektor podziękował pracującej cały tydzień Radzie Artystycznej, usprawiedliwił nieobecnych niektórych jej członków, podziękował koleżankom i kolegom z Sokoła, kilkudziesięciu osobom, które pracowały przy Festiwalu kierowani przez panią Małgorzatę Kalarus.
Gorące, serdeczne brawa popłynęły dla Józefa Brody, bez niego – zdaniem dyrektora Malczaka - tego festiwalu by nie było lub byłby zupełnie inny.
- Gdyby nie organizatorzy – powiedziała pani Żaneta Żardecka - nie moglibyśmy obejrzeć tych wspaniałych występów. Dziękuję za państwa cierpliwe oglądanie. Na kilimach jest kogut, nie wiem czy kogut z baranem się pogodzą, ale przy państwa aplauzie może to się uda.
Wszystkie dzieci biorące udział w Festiwalu otrzymały również małe pacynki – baranki. Taki właśnie beczący baranek pojawia się na dłoni Józefa Brody: „Silentium, mały baranek chce wam coś powiedzieć (baranek milczy). Stary Broda wypadł z elektronicznego obiegu – nie mogę włączyć.” Przyszło dziecko, pomogło, baranek zabeczał.

Ks. Kowalik zaintonował: - Jak dobrze być barankiem i bardzo wczesnym rankiem, wybiegać na polankę i śpiewać sobie tak: be be be, kopytka niosą mnie, be be be, jak dobrze żyć się chce. Niech ta radość płynie na cały świat. Niech dobry Bóg prowadzi Was bezpiecznie do waszych zagród.
Starzy gazdowie muszą teraz przekazać kostur i gazdowanie młodym gazdom, Małym Lachom z Nowego Sącza.
Stary Gazda: - My Piątkowioki, starzy gazdowie przekazujemy wam ten kostur gazdowski, żebyście w przyszłym roku dobrze gazdowali.
Mały Lach: - Obiecujemy, że nie będziemy gorsi od was.
Mała Laszka potwierdziła.
Władza została przekazana.
- Teraz to co było zawiązane - wprowadza nas w część artystyczną Józef Broda - pomalućku zaczyna się rozwiązywać. Po kolei, jak to było od poniedziałku do soboty, żeby sobie przypomnieć.
Piątkowioki najpierw same, potem dołączyły dziewczęta z Ukrainy i wspólnie zatańczyli poleczkę. Teraz dwie Ukrainki zaśpiewały piosenkę, do której lachowskie dzieci zatańczyły ukraiński taniec. A wreszcie kapela Piątkowioków, świetnie czując łemkowską nutę, podegrała Hrecznym Frairkom kołomyjkę, do której dziewczynki zaśpiewały i żywiołowo zatańczyły.
Taki to był początek czasu, kiedy przypomnieliśmy sobie cały tydzień, a jednocześnie mogliśmy we wspólnych tańcach ujrzeć poblask kamractwa, które się stało w te niezwykłe osiem dni.
Fujareczka
„Boże mój Boże wielki, Tyś miłość i wiara, kto miłości wierzy, wszytko jej powierzy, duszo ma.” Biały śpiew Brody i czterech dziewcząt
Róg…
Dwa mołdawskie akordeony i siringis wyprowadzają wszystkich na estradę i przed nią. Tańczą też wszyscy obok, tam, gdzie zwykle czekali na występ. I… cięta polka, znów wszyscy. Kamractwo absolutne, idea, słowo, które staje się ciałem. Siedem narodowości na jedną nutę, jednym krokiem, z tą samą radością. Pół tysiąca dzieci… Być jednym z nich… I nigdy nie zapomnieć.

Życie rzeką, życie ptakiem…
Człowiek chciałby śpiewać, bo przecież to zna… Ale coś za gardło chwyta. Wszystkie dzieci zlewają się w dziwnej, zawstydzającej wilgoci. Przecież mężczyźni nie płaczą! Może mężczyźni nie, ale dzieci tak. A ja teraz jestem dzieckiem. Wracam myślą do domu… do dobrej wieczerzy, do mojej macierzy… Wracam, choć już nie wrócę.
Salem – pokój, narodził się, kiedy przyszła wojna i teraz językiem, który rozumieją wszyscy, językiem muzyki, wyraża… Nie powiem, co. Każdy zrozumiał coś innego. Każdy, kto był na hali. Kto nie był – nigdy nie zrozumie. Potem zagrał jeszcze na słomkach, które Józef w trudzie niemałym dla niego zrobił. Zagrał, a Józef zawołał:
- Panie Boże dziękuję Ci za to miasto, Festiwal, ludzi, którzy tu przychodzili, za organizatora, Sokolnię sądecką! Alleluja! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Nauczmy się dziękować za wszystko, bo życie pachnie jak chleb, bo życie może być jak chleb.
Uwielbienie, Halleluja przejmują dziewczęta z Tajwanu.
- Ta pieśń była z myślą o nas wszystkich, spróbujmy to zatrzymać. Radować się. A jeśli czas nas przygniecie do ziemi, spróbujmy być podobni ptakom. I to jest to Alleluja. Dobranoc!
Dobranoc.
Jedźcie z Bogiem!
Kamil Cyganik