Kto nie był – nie zrozumie, kto był – nie zapomni

Na pierwszym planie kukiełki owiec, w tle bawiące się na scenie dzieci
„Boże, Boże wielki…” modlitwa wyśpiewana przez Józka rozpoczyna ten ostatni wieczór 27 Festiwalu. Na telebimach – wszystko co było, krótkie obrazki z całego tygodnia, z każdego występu i zachęta Józka: „Wielkie brawa za Święto Dzieci Gór!”. Publiczność odpowiedziała.
Cisza.

Gong, trombita, jednak nie Józkowa, żywiecka, ale Bartkowa, babiogórska. Dźwięk nie ze sceny, a z górnych trybun.

Odpowiadają gajdy Józka Brody…. I śpiew: „Oj Jano, pasiesioj…”, padają kolejne imiona dzieci, jakby ktoś sprawdzał obecność. Wszystkie są. I wychodzą na scenę.

Idą w stronę muzyka grającego na klarnecie. W rękach mają bukiety ziół. Drugi klarnet. Odwracają się w jego stronę.

Muzyka dwóch instrumentów tworzy jakby bramę na widownię, dzieci idą pchane dźwiękami. Rozdają bukiety i zapraszają do „jestem, mam dam.”

Fałsz w muzyce. Co się dzieje? Dzieje się zło. Z tyłu, za  muzykami, w czerwonej poświacie pojawiają się mroczne postacie w czarnych powłóczystych pelerynach. Złe postacie z cepami, grabiami, widłami. Nie zawładną jednak Świętem, bo dzieci wracają na scenę, wyciągając w stronę mrocznych postaci otwarte dłonie. Zapraszają do zabawy w dobro. Intruzi, choć więksi, umykają za kulisy.

Na telebimie: zniszczone miasto, ale po chwili już obrazy natury, twarze dzieci, uspokojenie. Józek Broda przemawia słowami Jerzego Liberta:

…Wśród złych moich uczynków, jak wśród traw ospałych,
Płynie Twój strumień, Panie,
Porusza moje ziemie, otwiera moje skały,
Twarde, znieruchomiałe.

Pozwól za tym strumieniem i miodu, i mleka
Ludziom wejść na nie.
O człowieka, o miłość człowieka,
Modlę się, Panie. 

O miłość człowieka modlę się o panie… - podchwytują kolejne dziecięce głosy, języki, gwary,
I jeszcze ten, który tak dobrze znał i rozumiał dzieci, tak wiele dla nich stworzył, Kornel Makuszyński:

…Może się łaską Twą na chleb zamieni
Me słowo, że nim nakarmić potrafię, 
Albowiem cisi są błogosławieni... 

Naucz modlitwy serce moje młode, 
O jednym bowiem marzy w snów pogodę
Oto chce szczere być i chce być proste.”

„O miłość człowieka modlę się o panie…”

Kukułeczka. Parada….
Mężczyzna stoi na scenie i przytrzymuje mikrofon Antoni Malczak, bez którego nie byłoby tego dnia, tego Festiwalu, zaproszony okrzykiem „Hej, hej!” przez Józka i publiczność, wchodzi na scenę.

„Witam dzieci na widowni, waszych opiekunów, rodziców, dziadków, wychowawców. Dziękuję, że przyprowadzaliście dzieci tu i pod Ratusz. Przyszedł czas pożegnań. Dziękuję wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób pomogli, uczestniczyli. Patronom honorowym: Ministrowi Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotrowi Glińskiemu, Marszałkowi Województwa Małopolskiego Witoldowi Kozłowskiemu, prezydentowi Nowego Sącza Ludomirowi Handzlowi.

Zwyczajem corocznym honorowi goście zostają zaproszeni, by wręczyć prezenty wszystkim zespołom. Za baranki, zdjęcia z kamratami, kosze słodyczy chwytają: Marcin Poręba, przedstawiciel prezydenta Nowego Sącza, członkowie Rady Artystycznej, ks. Stanisław Kowalik.

Krakowiak z Lachem pomagają w przekazywaniu pamiątek. Dyrektor Antoni kieruje podziękowania do ks. bpa Stanisława Salaterskiego, księży z parafii św. Małgorzaty wraz z proboszczem Jerzym Jurkiewiczem.

Podziękowania dla kilkudziesięcioosobowej grupy realizującej festiwal, z dyrektor biura organizacyjnego, panią Małgorzatą Kalarus oraz Teresą Łukasik, główną księgową MCK SOKÓŁ. Od kilku lat pan Antoni Malczak honoruje osoby, które szczególnie przyczyniły się do rozwoju Festiwalu „Sokołami”. Tym razem statuetki wraz z dyplomami otrzymują właśnie panie Małgorzata Kalarus i Teresa Łukasik.

A na dyplomach cytaty, słowa nieodżałowanego kapelana Święta, ks. prof. Józefa Tischnera, mówiące o tym, że „Wse wiyrchował nie będzies, ale coś uwiyrchował to Twoje…” Ten Festiwal to jest nasze Wiyrchowanie. Zdobywanie, wydobywanie z siebie, co najlepsze. Innym razem ks. profesor, kiedy na początku Festiwal nie był entuzjastycznie przyjmowany przez mieszkańców Nowego Sącza, mówił, że „Kiedy słyszymy słowa dzieci gór, jakaś iskra płynie przez nasze serca… Kultura dzieci gór, to kultura czystych źródeł.”
Wręczając „Sokoły”, dziękując pani Małgorzacie i pani Teresie za wszystkie lata wspólnej pracy, czytając wpisy na dyplomach, pan dyrektor Antoni Malczak próbował zapanować nad wzruszeniem. No cóż, skoro o tym piszę, to znaczy, że mu się nie udało.

Przedstawicielka zespołu polskiego w języku gospodarzy i tłumacz zespołu tajwańskiego po angielsku przeczytali Przesłanie Święta Dzieci Gór. O tym, że my dorośli mamy przekazać im świat bez wojen, przemocy i nienawiści, gdzie panuje mądrość i miłość. Czy to jest realne? Zależy wyłącznie od nas.

Przekazanie kostura. Nowi gazdowie z DOLINY SŁOMKI ze Stronia. Już dziś zapraszają na następny rok. Starzy gazdowie z Rożnowa oddali kostur, co by w przyszłym roku było jeszcze lepiej niż w tym. Niech ich (nowych gospodarzy) Bóg błogosławi.
I zaczęły obracać się kartki albumu tegorocznego Święta Dzieci Gór. Obrazki od poniedziałku do soboty… Fragment polskiego programu, taniec kamracki polski, taniec kamracki zagraniczny i fragment programu zespołu zagranicznego. A potem wtorek, ale zanim, to…

„Boze nos, Boze nos nie opuscojze nos
Bo jak nos opuścis, to juz będzie po nos.”

Ech, brakowałoby nam przyśpiewki ks. Stanisława Kowalika, bo na pierwszej mszy go nie było, na drugiej homilię głosił ks. biskup. Na szczęście jest! Teraz! Jeszcze jeden element dopełniający Festiwal. Ks. Stanisław potwierdził, że nie tylko śpiew, ale i taniec nie są mu obce. Polski i… białoruski! Sztuką jest w życiu i w tańcu prowadzić, decydować. Czasem większą – pozwolić, by cię poprowadzili.
Tańce kamrackie tańczą dzieci z dwóch zespołów i zazwyczaj grają im jednocześnie też „skamracone” kapele obu zespołów.

Kończy się piątek tańcem katalońskim, to część jedynego programu bez śpiewu. I już wezwani rogiem Józka i wspólnym „Jano, pasiesioj” z widownią, wchodzą na scenę górale spod Babiej Góry. Absolutni mistrzowie sceny podczas tegorocznego Festiwalu. Ostatnie dwa tańce kamrackie ze Słoweńcami a podobieństwo takie, że jakby nie było przyśpiewki, trudno rozpoznać skąd który… Taniec grupy z Mariboru kończy to, co chcielibyśmy, aby trwało.
Duża liczba dzieci tańczy razem na scenie Gong. Pół tysiąca dzieci tańczy do jednej melodii. Na scenie, przed nią, obok… Wiyrchowanie w kamractwie. Fujarka Józka zatrzymuje polski taniec, by oddać świat węgierskiemu. Znów wszyscy. 12 grup (trzynasty zespół z Kałmucji już wyjechał), z 7 krajów! Coraz szybciej… szybciej… koniec.

Siadają… nie, jeszcze nie, bo kapela węgierska gra dalej, więc oni dalej tańczą…. Chcę to zatrzymać w sercu, pod powiekami, na zawsze. Jakby mi się miało coś przyśnić, to to, co właśnie widzę.

Teraz już fujarka Józka nieodwołalnie każe wszystkim usiąść.
Życie rzeką…
Oni jeszcze nie wiedzą, jak prawdziwe są słowa o życiu, co szybko mija, o czasie, co daje i odbiera. Ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest, że nie jesteś sam, jeśli to, co masz, dasz drugiemu i nie stracisz ducha.

Słowa są niczym, jeśli nie potrafimy pokazać prawdy w geście, obrazie, które dziecko weźmie do serca.
Do domu już czas.
Czas. Czas. Czas.
„Daj nam na każdy czas, daj chleba…” A my też damy, by „zło dobrem zastąpić.” Bo życie może być jak chleb. Czyli? Niezastąpione w swej codzienności?

Pyszne w swej powszedniości?
Trombita. Dobranoc!

PS. Sztuczne ognie miały być jak zwykle w pierwszym niedzielę po koncercie inauguracyjnym. Były. Po finałowym. Rozświetlone nocne niebo nad Kamienicą pozostanie w oczach tych, którzy jeszcze chwilę po koncercie finałowym zostali. Którym trudno się było rozstać ze Świętem Dzieci Gór.

Kamil Cyganik

Wideo i fotorelacja

fot. Piotr Droździk