Stwórca człowieka

Tak jak i w ubiegłych latach, tak i w tym roku, Kamil Cyganik, kierownik biura prasowego Festiwalu, przygotował krótką refleksję – ideę przewodnią tegorocznej edycji ŚWIĘTA DZIECI GÓR.

„Dziecko jest ważne, ale nie dlatego, że potrzebuje od nas miłości; nie dlatego, że potrzebuje od nas ochrony; nie dlatego, że jest biednym żebrakiem; lecz dlatego, że jest stwórcą człowieka”.[1]

Czy ktoś nadał dziecku większą godność niż Maria Montessori w swoich „Wykładach londyńskich 1946”? Moglibyśmy, buntując się przeciw słowom znakomitej włoskiej pedagog, zapytać: czy zatem dziecko nie potrzebuje od nas miłości, ochrony oraz wszelkich niezbędnych do życia elementów? Montessori nic takiego nie powiedziała. Postawiła natomiast tezę wyjaśniającą, dlaczego to wszystko jesteśmy dziecku winni.

Rozglądnijmy się. Przyjrzyjmy się z uwagą dorosłym, z którymi żyjemy na co dzień, albo mijanym jedynie przelotnie w tramwaju, autobusie, na stacji benzynowej, plaży, czy teatralnym foyer. Są uprzejmi, mili, otwarci ale również aroganccy, zamknięci, wrodzy… Czy potrafimy – a myślę, że warto spróbować – wyobrazić sobie każdą z tych osób, gdy była jeszcze dzieckiem? Bo była! Każda! I chyba jest dla nas jasne, że to dziecko nie zasnęło pewnego dnia, by rano obudzić się zupełnie innym dorosłym. Nie zrzuciło dziecięcej wylinki, by przywdziać dorosły ferszalunek. Wszystko, czym to dziecko było, wciąż w danym dorosłym istnieje. Przekształcone, przetrawione, czasem przyjęte, czasem nieakceptowane. Ale jest.

Może kiedyś – przerażająca wizja – będzie można sklonować człowieka. Wtedy pojawi się od razu jako dorosły. Na razie na szczęście każdy z nas w drodze do dorosłości musi być najpierw dzieckiem.

Maria Montessori zauważyła, że ludzkość wyzbyła się tej refleksji, a może nigdy jej nie miała? Ignorując prawdę zawartą w polskim przysłowiu: „nie pamięta wół, jak cielęciem był”, dorośli nie doceniali dzieci, bagatelizowali ich rolę w społeczeństwie, owszem, widzieli w nich ludzi, ale jakby niepełnych, jeszcze niekompletnych, niepełnowartościowych.

A przecież w polskiej (więc może nie tylko) kulturze funkcjonują również inne przysłowia: „Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał” i jeszcze dosadniejsze: „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”.

To przecież jest tak boleśnie oczywiste: dziecko żyjące w środowisku pełnym przemocy, nie powie sobie kiedyś, że będzie kierować się życzliwością, bo mu w przeszłości było tak bardzo źle. Raczej odda społeczeństwu to, czego się nauczyło: przemoc. Chyba, że ktoś przekona je do innej drogi, czyli… nasączy tę skorupkę sokiem życiodajnym, a zasada, że charakter dorosłego jest konsekwencją przeżyć dziecka, zostanie zachowana.

Rozumiał to doskonale znakomity pedagog Janusz Korczak, gdy mówił: „nie ma dziecka – jest człowiek”. Rozumiał Jan Zamojski pisząc w akcie fundacyjnym Akademii Zamojskiej (1600): „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Bo dorosłość zaczyna się nie w wieku osiemnastu, czy dwudziestu jeden lat… wtedy mówimy o pełnoletności i to raczej umownej. Dorosłość zaczyna się z chwilą urodzenia. A może nawet jeszcze wcześniej.

Jeśli więc tak ważne jest, czym skorupki nasiąkają, niech nasiąkają tańcem, śpiewem, a przede wszystkim kamractwem, świadomością, że różnice między nami tkwią w tym, co powierzchowne, a łączy nas to, co najgłębsze. „Dziecięca przyjaźń buduje pokój świata dorosłych” głosi hasło ŚWIĘTA DZIECI GÓR. Tak! Bo dziecko buduje w sobie przyszłego dorosłego.

 „Wszędzie tam, gdzie istnieje człowiek, rodzą się dzieci. A jeśli kierujemy miłość i uwagę mężczyzn i kobiet na dziecko, musimy pamiętać, że tak naprawdę nie kierujemy ich uwagi na dziecko, tylko na wszystkie kobiety i wszystkich mężczyzn, którzy kiedyś staną się dorośli”.[2]

Kamil Cyganik
kierownik biura prasowego Festiwalu

[1] Maria Montessori, Wykłady londyńskie 1946, PWN, Warszawa 2019.
[2] Ibidem